Poniedziałek.
Dziwny dzień, dziwny stan. Odnoszę wrażenie, że przebimbałam cały dzień, nie zrobiłam nic, a powinnam przecież: zapisać dziecko do drugiego żłobka na wszelki wypadek, ogarnąć rozeznanie co do jodełki na podłodze, posprzątać, posprzątać i jeszcze raz posprzątać, a przy tym pobawić się z jednym i drugim dzieckiem, oferując im obu odpowiednią dawkę czasu z mamą 1:1, potrenować pełzanie z Dzidzią, bo robi to zbyt jednostronnie, i wiele wiele. A tu - nic!
Macierzyństwo to taki dziwny stan pełen wyrzutów sumienia i pretensji do siebie.
A przecież: zrobiłam i zaserwowałam śniadanie, serwowałam je długo, bo Młoda nie chciała jeść. Gotowałam rosół, podałam rosół. Zrobiłam lazanię, a Dzidzi wówczas - słoiczek z drugim dankiem. Po każdym posiłku dużo sprzątania, bo zachęcam Dzidzię do samodzielnego jedzenia, co oznacza, że następnie należy zrobić gruntowne porządki łącznie z drobnym remontem ;) - i tak 3x dziennie. Posprzątałam podłogę i puściłam Kocika. Zrobiłam pranie i zmywarkę. Trzy razy lulałam Dzidzię do spanka, parę razy przebierałam tyłeczek, a ile razy odciągałam kilogramy gilów z noska odkurzaczem, po uprzednim rzecz jasna zakropieniu odpowiednimi medykamentami - nie zliczę. Byłam na zakupach i po Bombla, namalowaliśmy pozostałe dwie laurki. No i przeczytałam parę książeczek - małych i dużych. Mało? No w sumie to chyba nie.
Tak więc powracam do tego, co przeczytałam gdzieś kiedyś: "odpierdol się od siebie" i przemieniam owe dziwne pretensje w samozadowolenie i dumę z siebie :D A reszta to się kiedyś przecież sama poogarnia, prawda?
Monday.
A strange day, a strange state. I have the impression that I've slogged through the whole day, I've done nothing, and I should have: registered the child for a second nursery just in case, figured out the herringbone pattern on the floor, cleaned up, cleaned up and cleaned up again, and at the same time played with both children, offering them both the right amount of time with their mother 1:1, practiced crawling with Baby, because she does it too one-sidedly, and much, much more. And here - nothing!
Motherhood is such a strange state full of remorse and self-reproach.
And yet: I made and served breakfast, I served it for a long time, because the Young One didn't want to eat. I cooked broth, I served broth. I made lasagna, and then Baby - a jar of for dinner. After each meal, a lot of cleaning, because I encourage Baby to eat on her own, which means that then you have to do a thorough cleaning, including a little renovation ;) - and so 3 times a day. I cleaned the floor and let the Kitty Vacuum go. I did the laundry and the dishwasher. I lulled Baby to sleep three times, changed her bottom a few times, and I can't count how many times I vacuumed up kilos of snot from her nose, after of course giving her the right medicine. I went shopping and to get Bombel from kindergarten, we painted the other two cards for grandmas. And I read loudly a couple of books - small and large. Not enough? Well, I guess it's more than sufficient. So I'm going back to what I read somewhere once: "fuck off yourself" and I'm transforming these strange complaints into self-satisfaction and pride in myself :D And the rest will sort itself out eventually, right?
Congrats on providing Proof of Activity via your Actifit report!
You have been rewarded 53.0925 AFIT tokens for your effort in reaching 8411 activity, as well as your user rank and report quality!
You also received a 0.89% upvote via @actifit account.
AFIT rewards and upvotes are based on your:
To improve your user rank, delegate more, pile up more AFIT and AFITX tokens, and post more.
To improve your post score, get to the max activity count, work on improving your post content, improve your user rank, engage with the community to get more upvotes and quality comments.
Chat with us on discord | Visit our website
Follow us on Twitter | Join us on Telegram
Download on playstore | Download on app store
Knowledge base:
FAQs | Whitepaper
How to signup | Maximize your rewards
Complete Actifit Tutorial
Support our efforts below by voting for: