Sen to złoto. Pospany człowiek od razu lepiej zbiera myśli do kupy.
Dramatyczne wydarzenia środowe pominę już milczeniem, za to oddam głos refleksjom odnośnie czwartku. Wstałam raniutko, bo był to dzień reszty mojej profilaktyki w Luxmed. Dzidzia tego dnia była niebywale niezadowolona z życia, chyba coś jej dolegało. A tu nie ma lekko, trzeba było wstać, zjeść, ubrać, próbować kilkukrotnie, ale bezskutecznie nakarmić małą, i jechać. Podrzuciwszy młodą tacie do roboty podjechałam do budynków .KTW, skąpanych w zimowej mgle. Aura nie moja ulubiona - dobrze wiecie, że mój klimat to upał i soczyste niebieskie niebo - ale też taka, którą doceniam ze względu na widok. Bo było coś trochę ładnego i mistycznego w tych skrytych wieżowcach. No to porobiłam zdjęcia, załatwiłam dwie wizyty u lekarza, wróciłam po Dzidzię. Potem do domu, potem do Bombla, potem do Jaskini Solnej. I tak przeleciał ten dzień, bez chwili na to, żeby usiąść na tyłku. A, jeszcze pralka się zepsuła, a w zasadzie ta jej część odpowiedzialna nie za pranie, a za suszenie. Szczęśliwie chyba udało mi się ją naprawić.
Sleep is gold. A well-slept person can immediately gather his thoughts better.
I will pass over Wednesday's dramatic events in silence, but I will give voice to my reflections on Thursday. I got up early in the morning, because it was the rest of my prophylaxis day at Luxmed. That day, the baby was incredibly dissatisfied with life, something must have been wrong with her. And it's not easy here, I had to get up, eat, get dressed, try several times, but without success, to feed the little one, and go. After dropping the young one off at her father's work, I drove up to the .KTW buildings, bathed in winter fog. The weather was not my favorite - you know very well that my climate is heat and a juicy blue sky - but also one that I appreciate because of the view. Because there was something a bit nice and mystical about these hidden skyscrapers. So I took pictures, arranged two doctor's visits, went back to pick up the baby. Then home, then to Bombla, then to the Salt Cave. And so the day flew by, without a moment to sit on my butt. Oh, and the washing machine broke down, or rather the part of it that was responsible not for washing, but for drying. Luckily, I think I managed to fix it.