Cóż za nerwowy dzień. Zacznijmy jednak od drobnych przyjemności. Ktoś tu skończył 8 miesięcy i jest najsłodszym bobasem świata.
What a hectic day. But let's start with some small pleasures. Someone turned 8 months old and is the cutest baby in the world.
Wczoraj była moja wigilia firmowa. Byłam na nią zaproszona od ponad miesiąca, o czym wiedział też doskonale mój mąż, bo miał to wydarzenie w kalendarzu. Uwielbiam być mamą i kocham moje dzieci najbardziej na świecie, ale wiecie jak jest. Człowiek jest na łasce tego, kto przyjdzie albo nie przyjdzie zastąpić cię na chwilę w opiece nad nimi. Od dawna było ustalone, że proszę męża, żeby o 14.00 był w domu. Jeszcze w przeddzień pytałam, czy damy radę, czy mam szykować jakiś plan awaryjny. Nie, nie trzeba, ogarniemy. Efekt? O 14.10 dzwoniłam, gdzie jest, i otrzymałam przecudowną wiadomość: "W sądzie, możesz tu po mnie przyjechać?"
Tym, którzy się otarli o rodzicielstwo, nie muszę tłumaczyć, że zimą z dwójką dzieci to nie jest tak, że hop! i już jestem w aucie. ;)
Szkoda gadać, ja już się rozbierałam z kiecki i zrywałam mikołajowe paznokcie, bo mówię, no nie idę przecież, nie spóźnię się godzinę, bo nie wypada. Szczęśliwie małżonek jednak wrócił do domu o 14.50. A jeszcze bardziej szczęśliwie - tym razem był to jakiś cudowny dzień z pustymi drogami, i nie jechałam tak jak się bałam godzinę, a ledwie 20 minut. Spóźniłam się więc koniec końców pół godziny, bo tam trzeba jeszcze dojść z parkingu. A propos parkingu - przez to, że tak pędziłam z rozwianym włosem, to zapomniałam o tym, że parking płatny, i jeszcze zarobiłam mandacik 150 zł. To nie był mój dzień.
Yesterday was my company Christmas party. I had been invited to it for over a month, which my husband also knew perfectly well, because he had this event in his calendar. I love being a mother and I love my children more than anything in the world, but you know how it is. You are at the mercy of whoever comes or doesn't come to take your place in caring for them for a while. It was agreed for a long time that I would ask my husband to be home by 2:00 p.m. The day before, I asked if we could handle it, if I should prepare some kind of emergency plan. No, no, we'll sort it out. The result? At 2:10 p.m. I called to ask where he was, and I got a wonderful message: "In court, can you come pick me up?" I don't have to explain to those who have had a brush with parenthood that in winter with two children, it's not like, hop on!, and I'm in the car. ;)
It's a waste of time, I was already taking off my dress and tearing off my Santa nails, because I'm saying, I'm not going, I won't be an hour late, because it's not appropriate. Luckily, my husband returned home at 2:50 p.m. And even luckier - this time it was some wonderful day with empty roads, and I didn't drive for an hour as I was afraid, but only for 20 minutes. So in the end I was half an hour late, because I still have to walk there from the parking lot. Speaking of the parking lot - because I was rushing so fast with my hair flying, I forgot that the parking lot was paid, and I also got a fine of PLN 150. It wasn't my day.
No ale dotarłam, i wybornie spędziłam czas. Fajnie czasem wyjść do ludzi bez dzieci. Tak raz na 8 miesięcy akurat. :)
But I got there, and I had a great time. It's nice to go out with people without kids sometimes. Once every 8 months, to be exact. :)