Książka sobie czekała w mojej bibliotece Empik Go długi czas. Chciałam ją przeczytać, bo to Małecki - a wyśmienicie dobrze wspominam lekturę jego książek "Dygot" i "Rdza". Ale opis i tytuł "Saturnina" jakoś mnie odpychał, nie wiedzieć czemu. Zupełnie niepotrzebnie.
Już po pierwszych stronach dosłownie porwana zostałam w tą ciepłą, spokojną narrację Małeckiego, która jak zwykle w jego książkach opisuje trudne "dziś" i jeszcze trudniejsze "wtedy" - czasy wojny, zbrodni, tragedii ludzkich.
Główny bohater jest kontuzjowanym kulturystą, wywodzącym się z ekscentrycznej rodziny z Kwilna, mieszkającym obecnie w Warszawie. Kiedy dowiaduje się, że jego dziadek zaginął, rusza do rodzinnych stron, żeby pomóc w poszukiwaniach. Dzięki tej podróży znajdzie parę odpowiedzi na pytania odnośnie bolesnej historii jego rodziny.
src: gemini
Pozycja doskonała dla tych, którzy chcą się wzruszyć, a niekoniecznie dać obedrzeć ze skóry jak przy Joannie Bator. ;)
Och jej, jakie to było dobre <3
"Jestem błyszczącym, jasnym wężem i sunę przez poszycie. Głęboko we mnie tkwi gorące miejsce, które pulsuje w rytm lasu. Kiedyś miałem twarz i imię".
Przez błąd na bilecie kilkuletni Satek wierzy, że autobus, którym jeździ do szkoły w Radziejowie, zahacza o tajemniczą krainę. To tam, jak podejrzewa chłopiec, zazwyczaj przebywa jego milczący, skryty dziadek.
Dwadzieścia lat później Saturnin mieszka w Warszawie, pracuje jako sprzedawca i trzyma się z dala od tajemniczych krain. Pewnego dnia dziadek znika i Saturnin musi wrócić w rodzinne strony. Wspólnie z matką rusza jego śladem i coraz głębiej zapuszcza się w przeszłość. To, co odkryje, zburzy jego świat.
"Saturnin" to intymna, choć skomponowana na wiele głosów opowieść, w której marzenia potrafią łamać kości, muzyka jest silniejsza niż wojna, a mama daje w nagrodę półtora kilograma słońca. Zmarli otrzymują tu głos, a prawdziwe postaci z życia autora doświadczają rzeczy, których nie dane im było zakosztować poza tą książką.